Страница:
4 из 615
Każda eksplozja gumowej twarzy była pretekstem do głośnej dyskusji na temat zalet i wad postaci, która służyła za pierwowzór, a także celności oka i ręki egzekutora. Utykający mężczyzna szedł alejką, rozglądając się w tłumie spacerowiczów, jakby szukał jakiegoś konkretnego miejsca w zatłoczonej, nie znanej dzielnicy miasta. Miał na sobie skromną, lecz schludną marynarkę i sportową koszulę; można było odnieść wrażenie, iż upał zupełnie mu nie dokucza, a marynarka jest nieodłącznym elementem jego stroju. Na przyjemnej twarzy starzejącego się już człowieka widniały głębokie zmarszczki, lecz zarówno one, jak i podkrążone oczy były bardziej rezultatem trybu życia niż liczby przeżytych lat. Mężczyzna ów nazywał się Aleksander Conklin i był emerytowanym, wysokim rangą funkcjonariuszem Centralnej Agencji Wywiadowczej, zajmującym się w swoim czasie najbardziej tajnymi z przeprowadzanych przez nią operacji. Akurat w tej chwili przepełniały go obawy i podejrzenia. Nie odpowiadało mu miejsce, w którym się znalazł, a zwłaszcza pora, a co gorsza, nie potrafił sobie wyobrazić rozmiarów katastrofy jaka musiała się wydarzyć skoro jednak został do tego zmuszony.
Zbliżywszy się do piekła panującego wokół strzelnicy, zamarł nagle w bezruchu i utkwił spojrzenie w wysokim, łysiejącym mężczyźnie mniej więcej w swoim wieku, z przewieszoną przez ramię prążkowaną marynarką. Morris Panov zbliżał się z drugiej strony do ciasno zbitego tłumu! Dlaczego? Co się stało? Conklin błyskawicznie obrzucił spojrzeniem przesuwające się dookoła ciała i twarze, czując podświadomie, że zarówno on, jak i psychiatra Są obserwowani. Było już za późno na to, żeby powstrzymać Panova przed wejściem na teren wyznaczony jako miejsce spotkania, ale może jeszcze nie za późno, żeby natychmiast wraz z nim zniknąć! Emerytowany oficer wywiadu zacisnął dłoń na rękojeści tkwiącej pod połą jego marynarki małej, automatycznej beretty, z którą prawie nigdy się nie rozstawał, i wymachując zamaszyście laską, ruszył szybko naprzód, waląc na oślep po kolanach, żołądkach i nerkach. Rozległy się zaniepokojone, wściekłe okrzyki, będące zapowiedzią rodzącego się zamieszania. W chwilę potem wpadł z rozpędu na zdezorientowanego lekarza i wrzasnął mu w twarz, przekrzykując ryk tłumu:
– Co tu robisz, do diabła?
– Przypuszczam, że to samo co ty. To David, a może powinienem powiedzieć: Jason? Tak było napisane w telegramie,
– To pułapka!
Ponad otaczający ich harmider wzbił się samotny, przeraźliwy krzyk.
|< Пред. 2 3 4 5 6 След. >|