Ultimatum Боурнеа   ::   Ludlum Robert

Страница: 60 из 615

Dotarłem do pewnego inżyniera pracującego w firmie telefonicznej, który uradowany twoją, to jest moją, hojnością, skontaktował się następnie z tym odrażającym prywatnym detektywem. To prawdziwa fleja, Randy, a biorąc pod uwagę metody, jakie stosuje, mógłby spokojnie korzystać z moich usług.

– Interesują mnie fakty, nie twoje przemyślenia – przypomniał mu powszechnie uznawany autorytet prawniczy.

– Przemyślenia często opierają się na istotnych faktach, profesorze. Jestem pewien, że o tym dobrze wiesz.

– Jeśli będę potrzebował twojej opinii, z pewnością cię o tym poinformuję. Czego się dowiedział ten człowiek?

– Opierając się na danych, które mi przekazałeś – samotna kobieta z nieustaloną liczbą dzieci – a także na informacjach dostarczonych przez pracującego za psie pieniądze inżyniera z firmy telefonicznej – przybliżona lokalizacja ustalona na podstawie numeru kierunkowego i trzech pierwszych cyfr numeru domowego – ten pozbawiony skrupułów flejtuch zabrał się do pracy za szokująco wysoką stawkę godzinową. Ku memu zdumieniu jego starania przyniosły konkretne efekty. Właśnie wtedy doszedłem do wniosku, że mógł bym nawiązać z nim cichą współpracę.

– Do diabła z tym! Czego się dowiedział?

– Jak już wspomniałem, wysokość stawki godzinowej, jakiej sobie zażyczył, wzbudziła moje szczere oburzenie, pozostając jednocześnie w rażącej dysproporcji do moich ciężko zapracowanych zarobków. Nie uważasz, że powinniśmy pomyśleć o czymś w rodzaju wyrównania?

– Co ty sobie wyobrażasz, do cholery? Wysłałem ci trzy tysiące dolarów! Pięćset dla faceta od telefonów, półtora tysiąca dla tej nędznej gnidy, która uważa się za prywatnego detektywa…

– Tylko dlatego, Randolphie, że przestał figurować na liście płac policji. Popadł w niełaskę, tak samo jak ja, ale z całą pewnością zna się na swojej robocie. Więc jak? Podejmujesz negocjacje czy mam już sobie pójść?

Łysiejący profesor wpatrywał się z wściekłością w okrytego niesławą, pozbawionego prawa wykonywania zawodu adwokata.

– Jak śmiesz…

– Mój drogi Randy, ty chyba naprawdę wierzysz w to, co o sobie usłyszysz, prawda? Doskonale, mój arogancki przyjacielu. Wyjaśnię ci, dlaczego śmiem coś takiego mówić. Otóż czytałem twoje prace i słuchałem wykładów, analizując ezoteryczne interpretacje skomplikowanych prawnych zagadnień, podczas gdy ty nie miałeś najmniejszego pojęcia, co to znaczy być biednym lub głodnym.

|< Пред. 58 59 60 61 62 След. >|

Java книги

Контакты: [email protected]