Ultimatum Боурнеа   ::   Ludlum Robert

Страница: 611 из 615

– Przynieś mi lornetkę!

– Mam ją tutaj, panie Saint Jay, bardzo proszę. – Ciemnoskóry mężczyzna podszedł szybkim krokiem do swego chlebodawcy i wręczył mu żądany przedmiot. – Wyczyściłem nawet bardzo szkła, sir!

– Co widzisz? – zapytał ostro Bourne.

– Nie wiem… Dwóch mężczyzn.

– I nic więcej? – nie wytrzymał Conklin.

– Daj to – powiedział krótko Jason, zabierając lornetkę szwagrowi.

– Kto to jest, Davidzie? – wykrzyknęła Marie, widząc malujące się na jego twarzy zdumienie.

– Krupkin…! – wykrztusił z trudem.

Krupkin, blady jak ściana, siedział przy metalowym stole. Jego twarzy nie zdobiła już szpakowata broda. Kategorycznie odmówił składania wszelkich wyjaśnień, dopóki nie skończy trzeciej brandy. Był wycieńczony, podobnie jak Panov, Conklin i Webb, ranny i z pewnością cierpiał, choć nie miał najmniejszego zamiaru roztkliwiać się nad sobą, jako że to, co go czekało, było o niebo lepsze od tego, co niedawno przeszedł. Zdawał się zirytowany swoim brudnym, wymiętym ubraniem i zerkał na nie niechętnie od czasu do czasu, ale natychmiast wzruszał w milczeniu ramionami, zdając sobie doskonale sprawę, iż już wkrótce jego sytuacja także i pod tym względem ulegnie radykalnej poprawie. Pierwsze słowa, jakie wypowiedział, były skierowane do byłego sędziego z Bostonu, ubranego w brzoskwiniową, sportową marynarkę i ciemnogranatowe spodnie.

– Podoba mi się pański strój – oznajmił z uznaniem. – Bardzo szykowny i dostosowany do klimatu.

– Dziękuję.

Kiedy dokonano prezentacji, na Rosjanina spadła ulewa pytań. Uniósł obie ręce, tak jak to czyni papież na placu Świętego Piotra, i powiedział:

– Nie będę was zanudzał mało istotnymi szczegółami mojej ucieczki z Matki Rosji, tylko ograniczę się do stwierdzenia, że jestem zaszokowany panującą tam korupcją, jak również oburzony uwłaczającymi ludzkiej godności warunkami, w jakich musiałem przebywać w zamian za wręczone w postaci łapówek horrendalne sumy pieniędzy… Nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że przede wszystkim powinienem składać podziękowania szwajcarskiemu Bogu i Jego bankierom, drukującym takie wspaniałe banknoty.

– Może jednak powie nam pan, co się stało – poprosiła Marie.

– Droga pani, jest pani jeszcze piękniejsza, niż sobie wyobrażałem. Gdybyśmy spotkali się w Paryżu, bez wahania odbiłbym panią temu wynędzniałemu obdartusowi, którego nazywa pani mężem.

|< Пред. 609 610 611 612 613 След. >|

Java книги

Контакты: [email protected]