Ultimatum Боурнеа   ::   Ludlum Robert

Страница: 25 из 615

Chodziło o głęboko zakonspirowanego agenta, chodzącą bombę zegarową z głową wypełnioną tysiącem tajemnic, który nagle nie wytrzymał napięcia… Na podstawie diagnozy postawionej przez Mo w ciągu kilkunastu sekund niewinny, pozbawiony pamięci człowiek o mało co nie został rozwalony na strzępy w zasadzce, którą przygotowaliśmy na Siedem dziesiątej Pierwszej Ulicy Kiedy to, co z mego zostało, jednak przeżyło, Panov zażądał, żeby wyznaczyć go jako jedynego psychiatrę. Nigdy sobie nie wybaczył tamtego błędu. Go byście zrobili, będąc w jego sytuacji, gdybym nie powtórzył wam tego, o czym teraz mówimy?

– Masz rację – skinął głową DeSole. – Zastrzyk strychniny z wirusami grypy.

– Gdzie teraz jest Panov? – zapytał Casset.

– W hotelu Brookshire w Baltimore, pod nazwiskiem Morris. Phillip Morris. Odwołał na dzisiaj wszystkie wizyty, bo ma grypę.

– W takim razie trzeba brać się do roboty – stwierdził dyrektor CIA, otwierając leżący przed nim duży notatnik w żółtych okładkach. – Przy okazji, Aleks: żaden człowiek z pierwszej linii nie przejmuje się stopniami ani stanowiskami i nie będzie ufał nikomu, kto nie potrafi przekonująco zwracać się do niego po imieniu. Jak dobrze wiesz, nazywam się Holland, a na imię mam Peter. Od tej chwili ty jesteś Aleks, a ja Peter, rozumiesz?

– Rozumiem… Peter. W SEALs musiał być z ciebie niezły sukinsyn.

– Dopóki jestem tu, gdzie jestem – mam na myśli miejsce, nie stanowisko – możemy przyjąć, że byłem po prostu kompetentny.

– Pierwsza linia – mruknął z satysfakcją Conklin.

– Skoro jednak zrezygnowaliśmy z dyplomatycznych konwenansów, mogę ci w zaufaniu powiedzieć, że istotnie byłem cholernym sukinsynem. Oczekuję działania profesjonalnego, a nie emocjonalnego, czy to jasne?

– Ja zawsze jestem profesjonalistą, Peter. Emocjonalne zaangażowanie w zadanie nie jest niczym szkodliwym, ale realizacja wymaga zimnej krwi i zachowania dystansu. Nigdy nie byłem w SEALs, ty cholerny sukinsynu, lecz ja również jestem tu, gdzie jestem, choć stary i kulawy, a to oznacza, że także jestem kompetentny.

Na twarzy Hollanda pojawił się niemal młodzieńczy uśmiech, nie pasujący zupełnie do przyprószonych siwizną skroni. Był to uśmiech zawodowca zadowolonego z tego, że nie musi już zaprzątać sobie głowy problemami dowódcy i może znaleźć się z powrotem w świecie, w którym czuje się najlepiej.

– Wygląda na to, że uda nam się jakoś dogadać – powiedział, a potem, jakby chcąc się pozbyć ostatniej oznaki dyrektorskiego prestiżu, położył na stole fajkę, wyciągnął z kieszeni pudełko papierosów, wsadził jednego do ust i zapaliwszy go, zaczął pisać w notatniku. – Do diabła z FBI – oświadczył. – Będziemy korzystać wyłącznie z naszych ludzi, ale najpierw sprawdzimy każdego z nich pod mikroskopem.

|< Пред. 23 24 25 26 27 След. >|

Java книги

Контакты: [email protected]