Ultimatum Боурнеа   ::   Ludlum Robert

Страница: 71 из 615

Problem polega na tym, czy jest tak na prawdę…

Po drugiej stronie Atlantyku, w starej podparyskiej dzielnicy Neuilly- sur- Seine, stary mężczyzna obrany w ciemny, wyświechtany garnitur szedł, powłócząc nogami, betonową ścieżką prowadzącą do wejścia szesnastowiecznej katedry znanej jako kościół pod wezwaniem Najświętszego Sakramentu. Dzwony zaczęły bić na Anioł Pański; mężczyzna przystanął i przeżegnał się.

– Angelus domini nuntiavit Mariae… – wyszeptał, unosząc twarz ku porannemu niebu, po czym przesłał prawą dłonią pocałunek w kierunku umieszczonego nad kamiennym portalem krzyża, wspiął się po schodach i wszedł przez duże drzwi do wnętrza katedry. Dwaj księża obrzucili go niechętnymi spojrzeniami. Wybaczcie, cholerne snoby, że plugawię waszą bogatą świątynię, pomyślał, zapalając świeczkę i umieszczając ją przy wejściu. Chrystus powiedział jednak wyraźnie, że woli mnie niż was. "Ubodzy odziedziczą ziemię", a w każdym razie to, czego wy nie zdążycie rozkraść.

Starzec ruszył powoli przejściem między ławkami, prawą ręką chwytając się kolejnych oparć, lewą zaś sprawdzając, czy przypadkiem nie rozluźnił się węzeł krawatu. Jego kobieta była już tak słaba, że tylko z najwyższym 'trudem zdołała mu go zawiązać, ale podobnie jak przed laty, uparła się, żeby przed wyjściem męża z domu dokonać ostatnich korekt ubioru. Śmiali się, wspominając, jak czterdzieści lat wcześniej klęła ile wlezie na nieposłuszne mankiety koszuli, usztywnione zbyt dużą ilością krochmalu. Tamtego wieczoru chciała, żeby wyglądał na statecznego urzędnika. Szedł wówczas do domu przy rue St. Lazare, gdzie urzędował kupczący dziwkami Oberfuhrer, i zostawił tam teczkę, która wysadziła w powietrze pół budynku. Dwadzieścia lat później, w pewne zimowe popołudnie, poprawiała mu skradziony, bardzo drogi, lecz niezbyt dobrze leżący płaszcz; szedł wtedy dokonać napadu na Grande Banque Louis IX przy Madeleine. Dyrektorem banku był dawny współtowarzysz z Resistance, człowiek wykształcony, lecz obojętny, który odmówił mu udzielenia pożyczki. To były dobre, dawne czasy; po nich nadeszły złe, wypełnione chorobami, a potem jeszcze gorsze, a właściwie wręcz beznadziejne. Trwało to aż do chwili, kiedy pojawił się pewien tajemniczy człowiek i zaproponował zawarcie dziwnej, niepisanej umowy. Zaraz potem, wraz z kwotami pieniędzy wystarczającymi na przyzwoite jedzenie, dobre wino i schludne ubranie, powrócił szacunek do samego siebie. Jego kobieta ponownie zaczęła ładnie wyglądać, a pomoc lekarzy, na którą wreszcie znowu było go stać, sprawiła, że poczuła się nieco lepiej. Koszula i garnitur, jakie miał dzisiaj na sobie, zostały wyciągnięte z dna szafy. Pod tym względem on i jego żona przypominali aktorów z prowincjonalnej trupy teatralnej: mieli kostiumy na każdą okazję.

|< Пред. 69 70 71 72 73 След. >|

Java книги

Контакты: [email protected]