Ultimatum Боурнеа   ::   Ludlum Robert

Страница: 558 из 615



– Wiem o tym.

– I jesteś na to przygotowany?

– Jestem.

– A co z twoją żoną? Nie uważasz, że powinieneś się z nią skontaktować, zanim świat dowie się o twojej śmierci?

– Nie. Nie wolno nam dopuścić do powstania przecieku.

– Boże! – wybuchnął Aleks. – Przecież mówisz o Marie, nie o jakimś obcym człowieku! Ona się załamie!

– Muszę podjąć to ryzyko – odparł lodowatym tonem Delta Jeden z "Meduzy".

– Ty sukinsynu!

– Niech i tak będzie – zgodził się kameleon.

John St. Jacques wszedł z komputerowym wydrukiem w dłoni do rozświetlonego słonecznymi promieniami pokoju w wiejskim, specjalnie strzeżonym domu w stanie Maryland. Czuł, że jeszcze chwila, a wzbierające mu w oczach łzy popłyną po policzkach. Jego siostra bawiła się z tryskającym zdrowiem Jamiem na podłodze obok kanapy, ułożywszy uprzednio do snu na piętrze maleńką Alison. Marie miała zmęczoną, wychudzoną twarz i sińce pod oczami; wycieńczyło ją zarówno ciągłe napięcie, jak i długa, idiotycznie zaplanowana podróż z Paryża do Waszyngtonu. Choć dotarła do domu zaledwie wczoraj późnym wieczorem, wstała z samego rana, żeby jak najdłużej być z dziećmi. Nie odwiodła jej od tego nawet matczyna, troskliwa perswazja pani Cooper. John gotów byłby zrezygnować z kilku lat życia, gdyby w zamian nie musiał przejść przez to, co go czekało za chwilę, ale zdawał sobie sprawę, że nie ma żadnego wyboru. Powinien być z siostrą, kiedy ona się o tym dowie.

– Jamie, pójdź poszukać pani Cooper, dobrze? – powiedział łagodnie. – Wydaje mi się, że jest w kuchni.

– Dlaczego, wujku?

– Chcę porozmawiać z twoją mamą.

– Ależ, Johnny… – zaprotestowała Marie.

– Proszę, siostrzyczko.

– Co się…

Chłopiec wyszedł, obrzuciwszy uprzednio swego wuja długim, smutnym spojrzeniem. Jak to często zdarza się dzieciom, wyczuwał, że jest świadkiem czegoś, co przekracza jego zdolność pojmowania. Marie zerwała się na równe nogi i utkwiła wzrok w bracie; po jej policzkach jedna za drugą zaczęły toczyć się łzy. Właściwie nie musiał nic mówić – okropna wiadomość została już przekazana.

– Nie…! – wyszeptała, blednąc jeszcze bardziej. – Dobry Boże, nie! – krzyknęła i zaczęła drżeć na całym ciele. – Nie! Nie!!!

– On nie żyje, siostrzyczko. Chciałem, żebyś dowiedziała się tego ode mnie, nie z radia albo z telewizora.

|< Пред. 556 557 558 559 560 След. >|

Java книги

Контакты: [email protected]