Страница:
30 из 615
– W którym?
– Mamy przekazać, że jest tam duży, zamsze zatłoczony hol, a nazwama związek z przeszłością tego kraju.
– Jest tylko jeden taki hotel: Mayflower. – Conklin skierował te słowa do wszytego w klapę marynarki mikrofonu.
– Skoro pan tak twierdzi.
– Pod jakim nazwiskiem jest tam zameldowany?
– Zameldowany?
– Musiał wcześniej zarezerwować pokój, tak jak wy rezerwujecie tutaj ławki. O kogo mamy pytać?
– O nikogo. Sekretarz taipana spotka was w holu.
– Czy to ten sam sekretarz, który spotkał się z wami?
– Proszę?
– Kto kazał wam nas śledzić?
– Nie wolno nam o tym mówić i nic nie powiemy.
– Brać ich! – ryknął Conklin przez ramię i w tej samej chwili alejkę zalały strumienie światła mocnych reflektorów, wydobywając z ciemności orientalne rysy obu mężczyzn. Zza drzew i krzewów wyszło dziewięciu funkcjonariuszy CIA z dłońmi ukrytymi pod połami marynarek. Śmiercionośne narzędzia pozostały jednak na swoim miejscu, ponieważ nic nie wskazywało na to, żeby miała zajść konieczność użycia broni.
W sekundę później, nim ktokolwiek zdążył się zorientować, taka konieczność jednak zaszła. Gdzieś w ciemności otaczającej oświetloną blaskiem reflektorów alejkę rozległy się dwa strzały i dwa pociski rozerwały gardła skośnookich posłańców. Funkcjonariusze Agencji rzucili się na ziemię, a Conklin chwycił Panova za ramię i powalił go na żwir przed ławką, będącą jedyną dostępną dla nich w tej chwili ochroną/Oddział z Langley zerwał się niemal natychmiast na nogi i wchodzący w jego skład weterani wielu niebezpiecznych operacji, wśród nich były komandos a obecnie dyrektor CIA Peter Holland, popędzili zygzakiem z odbezpieczoną bronią w kierunku miejsca, z którego padły strzały. Po chwili ciemność rozdarł wściekły okrzyk.
– Cholera! – zaklął Holland, świecąc latarką między pniami drzew. – Uciekli.
– Skąd pan wie?
– Spójrz na trawę, synu, i na ślady butów To byli fachowcy. Przystanęli tylko na chwilę, żeby oddać strzałka potem od razu rzucili się do ucieczki. Widzisz te smugi na trawie? Właśnie tędy biegli. Możecie dać sobie spokój. Już ich tutaj nie ma, bo gdyby byli, wstrzeliliby nas przez okna do środka
budynku.
– Nie ma co, prawdziwy fachowiec – mruknął Aleks do zdumionego i przestraszonego Panova, podnosząc się z trudem z ziemi. Psychiatra podszedł szybkim krokiem do leżących nieruchomo Azjatów.
|< Пред. 28 29 30 31 32 След. >|