Ultimatum Боурнеа   ::   Ludlum Robert

Страница: 595 из 615

Zrób to, Ben! – wrzasnął rozpaczliwie w myśli, zaciskając dłoń na pękatej skorupie granatu. Zrób to!

Jego milcząca prośba została wysłuchana, bo od strony tunelu dobiegły nagle głosy rozpaczy i oburzenia, które w chwilę potem zamieniły się w paniczne wrzaski, zagłuszone szaleńczym terkotem strzelającego długimi seriami pistoletu maszynowego. Z głośników rozległy się jakieś rozkazy, wywrzaskiwane ochryple po rosyjsku… Jeszcze jedna seria i głos przemówił ponownie, tym razem spokojniej i bardziej wyraźnie; tłum przycichł na chwilę, by w sekundę później zareagować jeszcze głośniejszym niż dotąd rykiem wściekłości i przerażenia. Obejrzawszy się przez ramię, Bourne dostrzegł widoczną wyraźnie na tle wirujących smug reflektorów sylwetkę Beniamina. Rosjanin stał na dachu bunkra i wykrzykiwał rozkazy do trzymanego tuż przy ustach mikrofonu. Ludzie zaczynali go słuchać! Tłum najpierw powoli i niechętnie, a potem coraz szybciej zaczął kierować się w przeciwną stronę, by wkrótce runąć pędem w kierunku opustoszałych ulic. Beniamin zapalił swoją flarę i pomachał nią w kierunku Jasona, informując go w ten sposób, że nie tylko wykonał jego polecenie, to znaczy zamknął tunel i rozproszył ludzi, ale osiągnął to, nikogo nie raniąc ani nie zabijając.

Bourne przywarł płasko do ziemi i lustrował uważnie teren pod podwoziami samochodów oświetlony blaskiem płonącej za ogrodzeniem flary… Nogi w wysokich, oficerskich butach! Za trzecim samochodem po lewej stronie, nie dalej niż dwadzieścia metrów od bramy prowadzącej do tunelu. Carlos był jego! Jeszcze chwila, a wszystko wreszcie się skończy. Nie myśl o tym, tylko rób to, co musisz zrobić, i to szybko! Położył pistolet na żwirze, chwycił granat w prawą rękę, wyciągnął zawleczkę, złapał pistolet w lewą i popędził przed siebie najszybciej, jak tylko mógł. Trzy lub cztery metry przed samochodem rzucił się ponownie na ziemię i poturlał granat po żwirowej nawierzchni na drugą stronę pojazdu… W chwili gdy niewielki, metalowy przedmiot opuścił jego dłoń, zorientował się, że popełnił potworny błąd. Nogi nie poruszyły się, bo to wcale nie były nogi, tylko zostawiona na przynętę para butów! Jason rzucił się w prawo, potoczył się po ostrych kamykach, osłaniając dłońmi twarz i usiłując skulić się najbardziej, jak to było możliwe. Ogłuszająca eksplozja posłała w nocne niebo grad metalowych i szklanych odłamków; ich część pomknęła ze świstem tuż nad ziemią, kąsając boleśnie nogi i ręce Bourne'a.

|< Пред. 593 594 595 596 597 След. >|

Java книги

Контакты: [email protected]